natala13 |
Wysłany: Wto 9:40, 26 Lip 2005 Temat postu: Wywiad (Nie) młodzi gniewni |
|
Rozmowa z Kirkiem Hammettem była czystą przyjemnością. Mój rozmówca był w doskonałym nastroju. Podobnie jak inny członek Metalliki – James Hetfield, którego miałam okazję spotkać pięć minut wcześniej. „Koński uśmiech” nie schodził mu z twarzy i umilał oczekiwanie na Kirka, który miał trochę kłopotów z makijażem i ułożeniem fryzury.
Wreszcie usłyszałam; „Kirk jest gotowy”. Zanim jednak przeszliśmy do konkretów, Hammett przejrzał czerwcową Muzę. „Kim jest KAZYK?” – zapytał. Kiedy wyjaśniłam, jeszcze przez chwilę przyglądał się zdjęciom artysty. „Interesująco wygląda” – rzucił w końcu z uznaniem. I tym miłym, polskim akcentem rozpoczęliśmy główną część rozmowy. Kirk Hammett chętnie opowiadał o nowym albumie, o tym dlaczego warto docenić Load i Reload, o zaskakiwaniu fanów i o tym, czy metal pozostał już tylko w nazwie zespołu. Każdą wypowiedź okraszał uśmiechem, który rozjaśniał cały pokój. Powrót „do gry” wyraźnie mu służy.
R:Przesunęliście premierę płyty o kilka dni wcześniej, zagraliście niespodziewanie na festiwalu w Darlington, chociaż organizatorzy zarzekali się, że na pewno nie zagracie. Lubicie płatać fanom sympatyczne figle?
No jasne. Było jednak więcej powodów. Mieliśmy informacje, że nowy materiał przedostał się już do Internetu. Liczyliśmy się z takim obrotem sytuacji. Dziś to właściwie standard, że muzyka trafia do sieci przed oficjalną premierą na płycie. Zdecydowaliśmy się przesunąć datę premiery, by w jakimś stopniu przeciwstawić się temu procederowi. Znacznie ważniejszy był jednak fakt, że ludzie wręcz żądali od nas tej płyty. Fani nie domagali się od nas płyty tak bardzo od czasów Czarnego Albumu. To niezwykłe i bardzo dla nas ekscytujące.
R:W lipcu minie 20 lat od kiedy Kill’em All zostało wydane. To całkiem ładna okazja do podsumowań. Przez ten czas musieliście stawić czoła wielu przeciwnościom, dalsza działalność zespołu wisiała na włosku. A jednak przetrwaliście, wciąż gracie razem i chyba nadal daje wam to sporo satysfakcji?
Tym co nas trzymało razem przez te wszystkie lata to potrzeba tworzenia muzyki. To jedyny sekret naszego sukcesu. To pozwala nam przetrwać zawirowania i ciągnąć dalej. Czujemy ogromną potrzebę wyrażania siebie poprzez muzykę. To, co zachodzi pomiędzy nami w zespole jest wyjątkowe. Przeszliśmy przez kilka poważnych kryzysów, ale to, że wciąż gramy razem najlepiej może zaświadczyć, że trzeba znacznie więcej by pokonać Metallikę. Wydaje mi się także, że mamy do wypełnienia coś w rodzaju zobowiązania wobec naszych fanów. Ludzie wciąż chcą słuchać naszej muzyki, chcą, byśmy nadal byli zespołem. Jesteśmy bardzo ważni dla wielu osób, a to kolejny, nie mniej istotny, argument, by walczyć o zespół. Nasza muzyka przeszła próbę czasu. To wszystko daje nam przekonanie, że dla tych ludzi warto zostać razem i tworzyć zespół. Robimy to tak samo dla siebie, jak i dla tych, którzy nas potem słuchają.
R:W waszej muzyce zawsze było słychać wiele pasji i miłości dla tego, co robicie.
Dziękuję. Tak, to prawda. Tak było nawet wtedy, gdy nasza muzyka szła w trochę innym kierunku niż wszyscy się spodziewali. Nasi miłośnicy mają tyle różnych wyobrażeń na temat tego, jak Metallica powinna grać. Zapytaj dziesięciu różnych osób, a dostaniesz dziesięć różnych odpowiedzi. To w sumie zabawne, ponieważ w naszych fanach tak naprawdę jest tyle samo zaangażowania i pasji dla naszej muzyki, co w nas samych. Ma to też swoje złe strony – za każdym razem, gdy wydasz album znajdzie się ktoś, kto będzie ostro wkurzony i niezadowolony. Tego, niestety, nie da się uniknąć.
R:Z drugiej strony, pomimo tej miłości, wasza muzyka jest agresywna i pełna gniewu. St. Anger to dobry przykład. Było w was dużo gniewu, gdy zaczynaliście nagrania?
Gniew to coś, co jest w nas stale od wielu, wielu lat. Gdy wychodził Kill’em All byliśmy bandą gniewnych młodych ludzi. Dziś wydając St. Anger jesteśmy bandą gniewnych panów w średnim wieku. Gniew zawsze był z nami. Od jakiegoś czasu potrafimy jednak ukierunkować go tak, by działał budująco, a nie destrukcyjnie; by to, co tworzymy miało w sobie pozytywne, a nie negatywne oddziaływanie. Zamiast wyrzucać z siebie ten gniew przeciwko nam samym, wsączyliśmy go w naszą muzykę. Tak właśnie powstało brzmienie St. Anger.
R:Każda wasza płyta miała w sobie jakiś element nowości, każda była inna na swój sposób. Szczególnie Load i Reload, które były przez to trochę niedocenione...
To prawda.
R:Ale to właśnie na tych dwóch płytach Twoje solówki były szczególnie naładowane emocjami. Zgodzisz się ze mną?
Całkowicie. Wiesz, potrzebowaliśmy nagrać te dwa albumy, by uwolnić się od tego, co zrobiliśmy na poprzednich pięciu płytach. Chcieliśmy się od tego uwolnić. Wszystko, co przyszło po płycie Load było naturalną konsekwencją tego wyboru. I Garage Inc. i S&M. To doświadczenie było niezbędne, by na nowo odkryć, co znaczy grać szybko, ostro i agresywnie. Nagranie takiej płyty jak St. Anger w 1995 roku byłoby dla nas strasznie nudne. To byłby znowu ten sam rodzaj emocji, ten sam rodzaj brzmienia co poprzednio tylko w nowym opakowaniu. Musieliśmy od tego uciec, by na powrót przypomnieć sobie, co nas w takim brzmieniu fascynuje i ekscytuje. Baliśmy się znudzenia własną muzyką. Z tego punktu widzenia Load i Reload to bardzo ważne płyty w naszym dorobku. One dały nam szansę, by z nowym zapałem powrócić do bardzo ostrego grania i znów czerpać z niego satysfakcję. Ludzie sądzili, że złagodniejemy, ale mylili się. Ani Load ani Reload nie miały być wyznacznikami tego, jak Metallica będzie grała w przyszłości. To było po prostu inne oblicze Metalliki.
R:Na St. Anger brakuje mi trochę Twoich solówek gitarowych. Delikatnie mówiąc, nie ma ich tam zbyt wiele.
Cóż, od początku nasz pomysł na tę płytę zakładał, że będzie to projekt zespołowy – czterech kolesi tworzy razem muzykę i rozwija się jako zespół. Tym razem to nie miało być dzieło zbiorowe czterech indywidualistów. Gitarowe solówki trochę do tej koncepcji nie pasowały. Mówiąc szczerze, próbowaliśmy wpleść na początku kilka solówek, ale nie wyszło nam z tego nic sensownego. Dla mnie zarówno solówka, jak i jej brak to rodzaj deklaracji. W pewnym sensie, rezygnacja z solówki gitarowej jest dla mnie tym samym, co wykonanie nowego rodzaju solówki. Brak solówek zmusił mnie do zmiany podejścia do naszej muzyki.
A przy okazji to dla mnie rodzaj odpoczynku. To odświeżające, ponieważ po raz pierwszy mogę się skupić na kompozycji samej w sobie. Jestem pewien, że prędzej czy później powrócimy do solówek, ale na razie bardziej zależy nam na grze zespołowej.
R:Lars ostatnio powiedział, że metal powrócił do Metalliki.
Z tego, co mi wiadomo, metal nigdy nie opuścił naszego zespołu. |
|